"Kiedy spotkasz uratowanego alkoholika, masz przed sobą -bohatera.
Czyha w nim, bowiem uśpiony wróg śmiertelny.
On zaś trwa obciążony swą słabością i kontynuuje mozolną swą drogę poprzez ten świat, w którym panuje kult picia.
Wśród otoczenia, które go nie rozumie.

W społeczeństwie, które sądzi, że ma prawo
z żałosną nienawiścią spoglądać na niego z góry, jako na człowieka pośledniejszego gatunku,
ponieważ ośmiela się płynąć pod prąd alkoholowej rzeki.
Kiedy spotkasz takiego człowieka - wiedz że jest to człowiek w bardzo dobrym gatunku "
(Friedrich von Badelschwingh)

PRAC CIĄG DALSZY

PROBLEM: Nie potrafię rozpoznać sygnałów ostrzegawczych nawrotu choroby i
zapobiegać im.

CEL 1 : Uzyskam wiedzę o sposobach zapobiegania nawrotom choroby.

ZADANIE: Zastanowię się i napiszę jakie moje zachowania, decyzje i aktywności oraz
myśli ułatwiały mi utrzymanie abstynencji i trzeźwienie przez 12 lat.



Moje prawie 12 lat abstynencji zaczęło się dokładnie 23.05.1996, była to moja druga próba , świadoma i połączona z nabywaniem gruntownej wiedzy o mnie i moim alkoholizmie.
Pierwsza 1,5 roczna abstynencja zakończyła się ośmiomiesięcznym ciągiem który pozbawił mnie złudzeń co do kontroli nad piciem alkoholu i czymkolwiek innym, obdarty ze złudzeń kierowania wlasnym życiem, godności rano na ciężkim kacu moralnym i nie mniejszym fizycznym zadzwoniłem do lekarza z ogłoszenia i poprosiłem o odtrucie i wszycie esperalu, bo sam nie byłem w stanie przetrwa tego koszmaru i na tamten czas potrzebowałem straszaka.
Po trzech dniach od tego dnia stawiając czoła rzeczywistości, dotarłam do mojego terapeuty i ten fakt był na tamten czas jedną z najważniejszych decyzji która determinowała większość rzeczy które pomagały mi utrzymywać trzeźwość i normalnie funkcjonować przez te prawie 12 lat.
Decyzja wymuszona bolesną rzeczywistością, możliwością utraty rodziny, ale też potężnym uczuciem klęski, groźby skończenia ze sobą, obdarcia z resztek godności.
Wspomnienia tego okresu zwłaszcza początkowych miesięcy zatarł już po części czas i pewnie są one zniekształcone jak każde odległe i nie za bardzo przyjemne.
Z perspektywy czasu podzieliłem te lata na trzy okresy, przypadające mniej więcej na lata 1996-2001, 2001-2007, 2007-2008 , kolejna nazywając je :

1. 1996-2001 praca nad „ alkohol nie jest mi do niczego potrzebny , potrafię żyć pełnia życia bez niego”
2. 2001-2007 życie wg recepty „alkohol nie jest mi do niczego potrzebny i kieruje własnym życiem
3. 2007-2008 „alkohol stał się mi obojętny”.

I o ile te dwa pierwsze okresy określały moja tożsamość jako alkoholika i były efektem pracy wykonanej na terapiach, warsztatach i mityngach AA to trzeci okres mimo utrzymywania abstynencji był już powrotem do pijanych zachowań i myśli.
Będąc już tu na terapii w rozmowie z moja Panią terapeutką powiedziałem, że alkohol w moim życiu stał się obojętny i byłem zadowolony, że wypracowałem sobie stan rzeczy i model życia przez parę lat mojej abstynencji, teraz sądzę że uznanie obojętności wobec alkoholu to był początek końca mojej trzeźwości bo, tak sobie pomyślałem teraz że jak coś jest obojętne to zaczyna być tolerowane a tolerowany alkohol szybko będąc tolerowanym bardzo szybko znalazł się na moim terytorium, i niewiele później w zasięgu mojej ręki, działając jak bomba z opóźnionym zapłonem, dlatego też ten okres mojej abstynencji określały myśli typu, daję sobie przecież radę sam i to całkiem nieźle, nie pije, realizuje swój rozwój poprzez udzielanie się na forach internetowych związanych z moja chorobą, pomagam innym także w realnym świecie, załatwiając terapie i kontakty z terapeutą.
Właściwie to już tylko te myśli i same myśli trzymały mnie przy powstrzymywaniem się przed sięgnięciem po alkohol, zachowania coraz częściej były już z kategorii tych bardziej ryzykownych, bo zacząłem uczestniczyć w imprezach gdzie pito alkohol, kupowałem alkohol gdy brakło na imprezie firmowej, odwoziłem pijanych do domów, ograniczyłem aktywność sportowa do niezbędnego minimum by zachować mniemanie o swojej sprawności fizycznej.
Wracając jednak do początku mojej abstynencji to początkowo myślą przewodnią było to, że nie chce wrócić do tego koszmaru, jakim był ostatni ciąg, reakcją na tę niechęć była na początku niestety ucieczka w nadmierną prace zawodową ze względu na brak pomysłów jak wypełnić czas oraz na chęć nadrobienia wszystkiego, co straciłem.
Właściwie jedynymi rzeczami poza pracą, które robiłem, były mityngi AA i spotkania terapeutyczne i to wypełnienie czasu było na pewno tylko wyborem mniejszego zła i potrzebowałem sporo czasu by dotarło do mnie że nie tędy droga, zamiana alkoholizmu na pracoholizm, pomogły mi w tym spotkania terapeutyczne na którym uczestnicy otwierali mi oczy na to co robie nie tak, i mityngi na których słyszałem o podobnych zachowaniach ludzi na początku swojej drogi.
Te spotkania raz w tygodniu właściwie ratowały mnie wtedy i determinowały do tego by zmieniać swoje życie na lepszy i treściwsze, wiedziałem że bez nich nie jestem w stanie kroczyć właściwą dla mnie drogą i z niecierpliwością czekałem na kolejny wtorek, by się tam znaleźć, w tym tez okresie bardzo pomagał mi kontakt z moim terapeutą Jerzym Wojciechem K. którego z pełnym przekonaniem i wiarą, nazywałem moim guru – trzeźwym od wtedy kilku już lat, pamiętam swoja irytacje kiedy wystawałem do niego w kolejce by choć chwile zamienić słowo, pamiętam jak nieustannie studził moja niecierpliwość ale i pobudzał do zmian i rozwoju, myślę że na tym etapie życia był wszystkim tym co najlepsze dla mnie co mogła mi dać opatrzność na tamten czas i miejsce, że słowo i instytucja „sponsora” nie jest w stanie oddać tego co dało mi obcowanie z tym człowiekiem.
Ten etap to również etap zmian chyba przede wszystkim zmian, czasami bolesnych ale zmian które pomagały mi trzeźwieć, jak już pisałem ucieczka w pracę zawodową ale i praca na mityngach i terapii pomogła mi przetrwac pierwsze miesiące, co z kolei pozwoliło mi nabrać dystansu , dało czas na realizacje tych zmian i ich planowanie, w tym czasie już część z nich wprowadzałem sam lub przy pomocy mojej żony która bardzo mnie wspierała w zachowaniu i przestrzeganiu zaleceń abstynenckich takich jak utworzenie w naszym domu strefy wolnej od alkoholu. To moja zona dbała o to by na imprezach u jej rodziców nie było alkoholu, by tort nie był nasączony alkoholem i przypominała mi nieustannie co wolno a czego mam się wystrzegać, z czasem już nie musiala tego robić bo potrafiłem coraz bardziej sam o to zadbać, a do tego jako że urodziłem się w czepku to opatrzność czuwała i zmiana miejsca zamieszkania w ostatnim okresie mojego picia w naturalny sposób odstawiła mnie od koleżków z którymi piłem.
Myślę, że kolejnymi etapami w początkowym okresie mojego były decyzje o powrocie do regularnego uprawiania sportu, a przede wszystkim narodziny córki, ten okres to jakby jeden z najlepiej poukładanych etapów mojego zycia bo mimo wielu rzeczy i ról w życiu układałem sobie tak plan by godzić wiele rzeczy i robić je z pełnym zaangażowaniem, nadal jednak przekładając nad wszystko wtorkowe spotkania i mityngi AA.
Dużym problemem dla mnie postawienie nowych zachowań wobec mojego ojca i pijącej części rodziny o ile mama przyjęła moje nowe zachowania jako zmiane na lepsze i z radością to kontakty z moim ojcem właściwie ograniczyły się do minimum, tego hasła typu „ Po co ja przyjde do Ciebie na imieniny jak nie postawisz ćwiartki?” z początku były trudne do akceptacji i wywoływały u mnie smutek, złość a z czasem przestały mnie obchodzić.
W 1999 roku czyli w trzecim roku abstynencji wyprowadziłem się z domu , mimo że nie była to prosta decyzja i mogła zagrozić mojemu trzeźwieniu ze względu na uczucie osamotnienia , zmianę relacji z dziećmi, poczucie winy ale i krzywdy w stosunku do żony , to jednak była to decyzja na zasadzie wyboru mniejszego zła gdyż nasze konflikty , nieporozumienia były tak napięte że mogły doprowadzić do tragedii albo do zapicia i późniejszej tragedii, ten ciężki dla mnie okres przeżyłem właściwie dzieki temu że miałem alternatywne do picia sposoby rozwiązywania problemów i radzenia sobie ze stresem.
Kontakt z terapeutą i grupą , mityngi AA bliski przyjaciel którego akurat wtedy spotkałem na swojej drodze z którym zwyczajnie mogłem pogadać o wszystkim, który bardzo szybko stał się powiernikiem moich najintymniejszych spraw, ale przyjaciel który tez potrzebował moich rad , bo sytuacja Moniki jako osoby współuzależnionej była, mało ciekawa , długie rozmowy, brak oceniania, akceptacja zachowań i myśli, zwykłe zrozumienie przynosiło mi kojący efekt i pomagało przetrwać. To pewnie znów opatrzność czuwała nade mną że zesłała mi ją, akurat w tej chwili mojego życia i pomogła przetrwać, mam tylko nadzieję że choć w niewielkim stopniu pomogła i jej , choć tak naprawdę to wiem że pomogła i chwała za to opatrzności. Oraz sport i jego regularne uprawianie poza wypełnieniem czasu, którego miałem dużo pozwalały mi na rozładowanie napięcia, akceptacje stanu rzeczy i dawały powody do radości i uśmiechu.
W tym czasie bardzo aktywnie, ale i w sposób jak mi się wydaje odpowiedzialny i zaangażowany, rola ojca choć tylko weekendowego była dla mnie ważną rzeczą bo uczucie jak ważnym się jest człowiekiem dla swoich dzieci, radość jaką przynoszą wspólne zabawy, pozwalały mi na to by chcieć być trzeźwym, duża satysfakcje sprawiało mi poczucie że jestem w stanie poświęcić dla nich czas i zorganizować zabawy i wspólne pracy tylko dla nich. Grupa terapeutyczna, klub abstynencki, mityngi AA to słuchanie, słuchanie, słuchanie i znajdywanie rozwiązań na które nawet nie musiałem zadawać pytań a które sprawdzały się na co dzień i pomagały mi wielokrotnie w późniejszym okresie.
CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz